Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść… pokonanym. Wprawdzie z trasy schodzić nie musiałem ale mój 20 półmaraton w życiu nie zapisze się w mojej pamięci pod hasłem „start życia”.
Rekord 1:32:18 wydawał się być krótkim incydentem szybko poprawionym tymczasem coś poszło a właściwie pobiegło inaczej.
Miało być szybciej niż 10.05.2015r. w Pszczewie. Wtedy w planach był bieg treningowy i w efekcie ustanowiłem rekord życiowy, dzisiaj miał być rekord a zrobiłem mocny trening.
Start w Nowej Soli zakończył się czasem 1:37:02 i 129 miejscem na 429 uczestników. Po pierwszej pętli (siedmiu kilometrach a więc 1/3 dystansu) miałem czas 30:34 s. wyglądało to nieźle ale już po piątym kilometrze podjąłem decyzje, że z wiatrem hamującym mniej jak zaciągnięty hamulec ręczny i ze słońcem, które rozgrzewało mnie ponad miarę dzisiaj nie wygram a ponieważ pojawiła się perspektywa niesamowitego i ciekawego startu w kolejnym półmaratonie za 3 tygodnie (o czym napiszę wkrótce) marzenia o rekordzie zmieniłem w start treningowy.
Pilnowałem tętna aby nie dopuścić do zakwaszenia mięśni i… w konsekwencji przybiegłem ponad 5 minut wolniej niż planowałem ale powiedzmy sobie uczciwie nawet gdym postawił wszystko na 1 kartę to dzisiaj czas w przedziale 1:34:00- 1:35:00 mógł okazać się moim absolutnym maksimum.
Ocenianie na gorąco jest skazane na duży subiektywizm więc muszę się z tym przespać.