Chciałem aby było to ciekawe ale wyszło mi średnio, natomiast końcówka tego wpisu czyli faza startowa jest godna przebrnięcia przez początek. Przed zapoznaniem się z cz. II polecam osobom, które nie miały jeszcze okazji wpierw rzucić okiem na mój plan treningowy sezon 2015r. cz. I.
We wpisie a imię jej brzmiało: „systematyczność” przedstawiłem zdjęcia z kalendarza, na których widać, w które dni tygodnia trenowałem w poszczególnych miesiącach od listopada do czerwca.
Przez pierwsze 18 tygodni trzymałem w miarę dobrze narzucone sobie założenia i wierzyłem, że tak będzie dalej. Faza IV została poprawnie zrealizowana. Chciałem biegać tu TM, BS-D oraz R i SB, z tym że ilość rytmów zwiększyłem do 10 (8+1+bonus podbieg x 1 – na koniec), SB tym razem były w innych miejscach niż w poprzednich fazach i to stanowiło ich trudność (w treningu nr. 64 były wplecione w TM – masakryczne doznanie). Treningi 59 i 60 nazwałem Crossem bo były robione po zakopiańskich dolinach ale często zatrzymywałem się tam robiąc zdjęcia, dodatkowo leżący śnieg i pagórki spowolniły mnie zupełnie (nr 59 prawie 7 min/1km).
Nie jestem tu zadowolony z tego, że nie udało mi się zachować schematu BS-D, R, SB, TM. Przyczyną nie były moje złe chęci ponieważ gdy zaplanuję sobie TM to zawsze go zrobię ale nieraz miałem na trening np. 40 min i robienie wtedy TM czy BS-D było obiektywnie niemożliwe. Podobnie jak śnieg w górach raczej szybko wybił mi z głowy robienie rytmów. I tak wyszło co wyszło.
Natomiast cały czas pilnowałem aby nastąpił wzrost obciążenia i tak przypomnę, jeśli w poszczególnych 3 pierwszych fazach obciążenie w przeliczeniu na punktu wynosiło odpowiednio:
I FAZA 1.11.2014r. – 12.12.2014r. 7 306 pkt
II FAZA 13.12.2014r. – 20.01.2015r. 8 688 pkt
III FAZA 21.01.2015r. – 28.02.2015r. 10 255 pkt
to teraz po chorobie 1-5.03.2015r. i treningu wprowadzającym po chorobie nr 57:
IV FAZA 07.03.2015r. – 05.04.2015r. 11 892 pkt
V FAZA 06.04.2015r. – 05.05.2015r. 13 701 pkt
W Fazie V improwizacja sięgnęła chmur przez to, że pojawił się tam pierwszy start (treningowy nr 76) skupiłem się na tym aby trzymać tylko wzrost obciążenia dopiero na koniec przypomniałem sobie o najmocniejszych akcentach (nr 85, 89, 90) to biegi z najwyższego zakresu tzw. tysiączki przypominające interwały… bolesne i odczuwalne następnego dnia.
W tej fazie raz w tygodniu robiłem treningi dzień po dniu inaczej nie byłbym w stanie zachować założonego wzrostu obciążeń, bo i tak już poszczególne treningi były bardzo ciężkie a jeśli czysty ich zapis wskazywałby odwrotnie to narastające zmęczenie było widoczne.
W tej fazie miałem momentami dość biegania o ile w fazach I, II a nawet III miałem głód biegowy cały czas chciałem więcej o tyle tu miałem ochotę odpuszczać i dlatego zdecydowałem się na start w Pszczewie po zakończeniu fazy V. Zakładałem pobiec tam treningowo w czasie lepszym niż w zawodach nr 76 a tymczasem wyszło jak wyszło… rekord życiowy.
Miałem wzmocnić się psychicznie tymczasem wpadłem w motywacyjną euforie. Wiedziałem, że kolejny wzrost obciążeń będzie ponad moje siły ponadto bałem się kontuzji po co psuć coś co dobrze działa chcąc więcej. Czekałem na zaplanowany start w Nowej Soli założyłem, że skoro jestem szybki i rekordowo wytrzymały to będę robił same rytmy aby jeszcze więcej zyskać na technice i szybkości, bo 20 dni do startu to za mało na inne eksperymenty.
Nie wiem czy był to pomysł dobry, sam start okazał się porażką o czym pisałem więcej we wpisie prawdziwego biegacza poznaje się również po tym jak przegrywa. Natomiast ja źle się czułem po tych rytmach biegałem przez 2 tygodnie albo na maksa albo bardzo wolno brakowało mi TM, czułem się jakbym rozleciał się technicznie.
Po starcie docelowym 30.05.2015 podjąłem decyzję stawiam wszystko na jedną kartę, w międzyczasie wygrałem konkurs i zostałem zaproszony do startu we Wrocławiu więc teraz albo nigdy. Widziałem po treningach, że jestem szybki tylko brakowało wyniku to się mogło udać choć moje zmęczenie sięgnęło zenitu w nocy łapały mnie skurcze przy czym mnie skurcze nie łapią, to były dawno nie odczuwane sytuacje. Szybko uzupełniłem braki witaminowe, więcej spałem i jakoś wyszedłem na prostą ale co najważniejsze biegałem to czego się bałem przed poprzednimi zawodami czyli TM i moc znowu była ze mną.
Głupio to brzmi ale ja naprawdę czułem, że lecę. Kontrolnie na treningu numer 108 wyszedłem z domu i byłem taki naładowany, że bez żadnej rozgrzewki (choć nigdy jej nie robię) ale bez wolnego początku biegu (to robię prawie zawsze) machnąłem 10 km w 42 minuty i wiedziałem, że w tym dniu zrobiłbym to jeszcze szybciej. Pomijając trening 108, interwały i starty w zawodach wszystkie pozostałe treningi były przerywane marszem w stosunku 4:30 biegu i 30 sekund marszu.
Efekt w postaci startu 20.06.2015r. przedstawiłem we wpisie veni, vidi, vici czyli wielkie „gdyby”.
No i tak to zleciało… a to nie koniec sezon 2015r. trwa i realizuję obecnie jeszcze dziwniejszy plan… biegam 3 razy w tygodniu i mam zamiar pobiec maraton.

Gdzie mogę znaleźć plan treningowy dla biegacza lub nordic walkera?
18